EVS: Gorąca relacja z Serbii

Pierwsza wolontariuszka, wysłana przez „Nie Po Drodze” w ramach programu Wolontariat Europejski, właśnie przysłała nam relację z wyjazdu. Iza Giczewska – członkini Stowarzyszenia, studentka slawistyki i kulturoznawstwa – realizuje swój projekt w Serbii. Jak tam jest? Przeczytajcie!


Myślałam długo o tym jaką formę mogłaby przybrać ta na poły osobista, a na poły oficjalna relacja z wyjazdu na Wolontariat Europejski. Patosu nie znoszę, więc wybieram zabawę w mailopisanie.

Zatem od początku:

Hej przyjaciele, hej znajomi, znajomi znajomych i wy inni, być może przyszli znajomi znajomych, może przyszli znajomi, może i przyjaciele!

Minęły już prawie dwa miesiące od czasu kiedy zaczęłam swą bałkańską przygodę w jednej z młodzieżowych organizacji pozarządowych z Nowego Sadu w Serbii. Początki, jak to początki – z turbulencjami. Ostatecznie trafiłam do Centrum Wolontariatu Wojwodiny (tak nazywa się organizacja, która mnie gości) i po krótkim, ale intensywnym czasie tu spędzonym mogę powiedzieć, że traf ten okazał się szczęśliwy. Na to poczucie szczęścia składa się ogrom czynników, ale jednym organizującym wszystkie pozostałe jest realna odpowiedzialność, którą podejmuję każdego dnia. Odpowiedzialność na każdym poziomie mojego życia-bycia, począwszy od drobiazgów: o której godzinie wstaję (czy w ogóle ustawiam alarm w telefonie), co zjem na śniadanie (o ile w ogóle jem śniadanie), przez codzienne obowiązki, które czekają mnie w biurze organizacji, po snucie planów na przyszłość i (sic!) branie odpowiedzialności za decyzje, które już teraz na przyszłość ową wpływ mają. I jakoś w ogóle nie ciąży mi ten ciężar odpowiedzialności. Wręcz przeciwnie, z radością go na rękach noszę, na głowie noszę, na plecach, żongluję czasem, czasem się z nim bawię i tańczę.

Sarajewo, On-arrival training, fot. Maja Lipińska

Sarajewo, On-arrival training, fot. Maja Lipińska

Z tym, co opisuję, ale i z pewnym podejmowaniem inicjatywy, powiązane jest zdanie, które słyszałam wielokrotnie od różnych byłych wolontariuszy: „Na EVS-ie wszystko zależy od ciebie”. Prawdopodobnie nie wszystko, ale naprawdę wiele. Wybieram (a z wyborem każdym znów – przyjaciółka „odpowiedzialność” idzie w parze) to na ile chcę się zaangażować w proponowane mi zadania czy projekty, na ile głęboko chcę wchodzić w relację z ludźmi, których spotykam, wybieram to jak wiele swojej energii i doświadczenia chcę włożyć w kreowanie nowych pomysłów, projektów, w zmienianie zastanej rzeczywistości. Wybieram to, co z tego, czego się nauczyłam warto implementować z moim środowisku. Wybieram to z kim idę na kawę, wybieram kawę. I ciastko.

Iza prowadzi warsztaty decoupage-u, fot. Lea Cikos

Iza prowadzi warsztaty decoupage’u, fot. Lea Cikos

I jeszcze jedna myśl. O wielokulturowości. O interkulturowości raczej, bo to sieć powiązań raczej przypomina niż tylko pewne nagromadzenie. Widzę wyraźnie jak wiele mogę się nauczyć o sobie samej tylko dzięki temu, że w codziennym funkcjonowaniu spotykam kulturowe różnice, wielorakie punkty widzenia, różne „normalności”, różne osobowości. Kultura mojego kraju nie jest znowu aż tak odległa od kultury Serbii (szczególnie jej północnej części – Wojwodiny, w której wpływy tureckie są wiele mniej widoczne w porównaniu z pozostałym terytorium Bałkanów). Drobiazgi te pojawiają się w najmniej oczekiwanych momentach. Polskie słowo „prawo”, znaczy tu „prosto”, co bywa konfudujące dla Polaków-turystów. Ale nie dla studentki slawistyki. Ja złapałam się na inne nieoczywiste oczywistości. W supermarkecie szukałam krakersów przez ponad piętnaście minut między innymi słodyczami i słonyczami, po czym okazało się, że one „najnormalniej w świecie” stoją blisko półek z piwem. Balonów w kiosku nie ma ogóle. Ba! Nie ma ich nawet w sklepach papierniczych. Dotąd nie wiem gdzie w tym mieście można się w nie zaopatrzyć. To o rzeczach. A ludzie – dużo głośniejsi. Ja nawet klaskać tak głośno nie umiem. Częściej się dotykają w trakcie rozmowy. Nie sądziłam, że może mnie coś takiego peszyć do czasu, gdy znajoma z mojego biura nie położyła zupełnie swobodnie swojej ręki na moim udzie podczas jakiejś niezobowiązującej rozmowy. Na udzie dalej niż bliżej kolana. Generalny wniosek z tych rozmyślań o różnicach i różniczkach jest taki, że ostatecznie nie są one wcale ważne. Okazuje się, że może być bliżej do człowieka z drugiego krańca Ziemi, niż do sąsiadki z bloku. Zamiast więc skupiać się na tym co dzieli, znajduję wielką frajdę w poszukiwaniu tego, co mnie z „tutejszymi” łączy. Już wspólnie dekupażujemy, gotujemy. Niedługo będziemy śpiewać. Robię to, co lubię. Bo tak wybieram. EVS polecam i popieram.

Całuski,

Do Suwałk wracam na Święta, więc widzimy się już niedługuśko,

Iza



1 komentarz

  1. Agata pisze:

    Bardzo ciekawy artykuł. Chciałbym zdobyć więcej informacji na temat wolontariatu w Serbii. Czy jest możliwość uzyskania twojego adresu email 🙂

Top